Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata... ~ J.L.Wiśniewski.
____________________________________________________________________
Zayn's POV :
Stałem opart o ścianę naprzeciwko sali szpitalnej w której leżała Miley.
Boże, gdyby nie ona to Justin by umarł.
Jestem jej tak bardzo wdzięczny. Nie chciałbym stracić swojego najlepszego przyjaciela. Chyba nikt by nie chciał.
Justin jest w domu.
Widzę to, że jest "lekko" wstrząśnięty/załamany tą sytuacją.
Nie wylewa swoich uczuć na wierzch. On tego nigdy nie robił. Po prostu dusi to wszystko w sobie. Tłumi wszystkie emocje jakie mu towarzyszą.
Znam go tyle lat, że wiem kiedy coś się u niego dzieje.
Myślę, że Miley choć trochę coś dla niego znaczyła.
Przecież on na nią patrzy z ... czułością?
Tak, chyba to właściwe określenie.
Nigdy wcześniej nie patrzył tak na dziewczynę.
Teraz można powiedzieć, że w ogóle na nie nie patrzy.
Bierze rudą, blond, chudą, grubą, byleby mieć tylko kogoś na noc.
A Lydia?
To też jest jego zabawka, tylko po prostu na dłuższy okres czasu.
Mieszka z nami, bo Justin jej to zaproponował. Swoją drogą jest to dobra znajoma Lucasa.
Jay ma wygodę, Lydia jest dosłownie dostępna 24/7.
Wiem, że Justin ją (Miley) co najmniej lubi.
Schowaliśmy się razem z Lucasem.
Mark skierował swój pistolet na Justina.
Już miał strzelać.
Mieliśmy właśnie wyskoczyć zza krzaków, gdy nagle Miley wyskoczyła przed Justina a Mark zdezorientowany, nacisnął spust.
Słychać było jedynie głośny strzał.
Wyszliśmy z ukrycia i podbiegliśmy do chłopaków i Miley, która leżała na ziemi.
Podniosłem szybko przestraszony wzrok na Justina.
Ten oderwał wzrok od Miley i z zaciśniętą szczęką patrzył na Mark'a.
Mark czując na sobie jego spojrzenie, podniósł głowę i gdy dostrzegł jego mrożące krew w żyłach spojrzenie, wybuchnął śmiechem.
Justin zacisnął mocno oczy i jeszcze mocniej szczękę.
Staliśmy kawałek od nich.
- Bidulek - powiedział ze śmiechem Mark - przykro mi. No ale chyba ty nie będziesz rozpaczał, że straciłeś jedną z dziwek? Założę się że masz jeszcze lepszych z 20.
Mark do niego podszedł i położył swoje ohydne łapsko na jego ramieniu.
Uśmiechnął się do niego z udawanym współczuciem.
Justin po chwili sięgnął do tylnej kieszeni swoich rurek i wyciągnął...papierosy?!
Co prawda mówił, że go uspokajają ale w takiej chwili?!
- Co on kurwa robi?! - warknąłem do Lucasa.
Ten tylko spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
No tak, w końcu to jego szkoła.
Wyciągnął też zapalniczkę i odpalił papierosa zaciągając się nim.
Zdziwiony Mark ściągnął brwi i patrzył na Justina.
Po 5 sekundach znów można było słyszeć przeraźliwie głośny strzał.
Patrzyłem z lekko uchylonymi ustami na wszystko co się działo.
Justin momentalnie wyrzucił niedopałek i zgniótł go swoim butem.
Podszedł do Mark'a, któremu z głowy ciekła krew.
Kopnął go. Wymierzył pięć w kierunku jego nosa.
- Gnój - splunął i podszedł do Miley.
Jego twarz momentalnie złagodniała na jej widok.
Kolejny punkt dla mnie z serii "Miley coś znaczy dla Justina".
Przykucnął obok i patrzył na nią smutnym wzrokiem.
Ściągnął swoją skórzaną kurtkę i podkoszulek.
Rozdarł biały materiał na pół i przewiązał go w talii Miley.
- Co tak patrzycie? Dzwońcie po pogotowie - rzucił w naszym kierunku Justin.
Wyciągnąłem natychmiast telefon lecz się zatrzymałem.
Spojrzałem znacząco na ciało martwego Mark'a a potem na Justina.
- Ja się tym zajmę - oznajmił Lucas.
Skinąłem głowa i zadzwoniłem pod 911*.
- Będą za 5 minut - oznajmiłem klękając przy Miley.
- Jakie kurwa 5 minut? Mają być teraz! - warknął zły Justin.
- Justin, spokojnie.
- Jak mam być spokojny jeśli ... nieważne.
Byliśmy przez kilka sekund cicho.
- Idę po nich wyjść - szepnąłem.
Justin skinął tylko głową.
Gdy odchodziłem usłyszałem "Nie martw się skarbie, Wszystko będzie dobrze."
Wiedziałem, że Just nie chciał żebym akurat TO usłyszał.
Przeczesałem lekko włosy ręką i ruszyłem w kierunku automatu.
Wrzuciłem monetę i po chwili trzymałem w rękach gorący napój. Upiłem łyk i poszedłem z powrotem pod salę.
Usiadłem na krzesełku naprzeciwko drzwi.
Nagle nad nimi zaświeciła się czerwona lampka i zaczęła szybko migać. Nie wiedziałem co się dzieje. Pierwszy raz widziałem coś takiego.
Nagle zza rogu wyłonił się lekarz a za nim 3 pielęgniarki. Biegli w kierunku sali.
Lekarz trzymał w rękach stetoskop a pielęgniarka jakiś notes.
Wbiegli do sali.
Natychmiast się podniosłem i wyrzuciłem kawę do kosza stojącego nieopodal.
Wiedziałem, że coś jest nie tak.
Podbiegłem do okna od sali.
Następnie szybko do niej wbiegłem.
- Co się dzieje? - krzyknąłem.
Nikt na mnie nie zwrócił uwagi.
- Panie doktorze saturacja spadła do 48%, zatrzymanie oddechu! - krzyczała pielęgniarka - pacjentka dostaje wstrząsów.
- Zaczynamy reanimację. Proszę wyprowadzić pana - stwierdził lekarz.
Pielęgniarka podeszła do mnie.
- Proszę wyjść -popchnęła mnie lekko w kierunku drzwi.
Nie chciałem posłuchać. Wpatrywałem się w Miley i doktora na przemian.
- Proszę wyjść bo zawołam ochronę - rozkazała.
W końcu ustąpiłem i wyszedłem z sali.
Patrzyłem przez okno.
Wyciągnąłem szybko telefon i wybrałem numer Justina.
Po dwóch sygnałach odebrał.
- Co jest?
- Miley... jest z nią źle - wydyszałem.
Rozłączono.
- Szlag! - rzuciłem telefonem o ziemię.
Odwróciłem się i nadal wpatrywałem w okno.
Zaczęli wstrzykiwać jakieś płyny do kroplówki. Przytrzymywali Miley, która miała silne drgawki.
Byłem przerażony.
Po kilku minutach obok mnie stał zdyszany Justin.
Jego wzrok natychmiast powędrował na szybę.
Justin's POV :
Kurwa.
Jedyne słowo jakie mogę teraz w ogóle powiedzieć.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa!
To wszystko przeze mnie.
W końcu powstrzymali drgawki.
Miley dalej nie mogła samodzielnie oddychać.
Wiedziałem, że nadal jest źle.
Lekarz miał w rękach dwie metalowe sztabki od defibrylatora.
Zaczął nimi pocierać.
- Strzelam!
Wszyscy się odsunęli a lekarz przyłożył urządzenie do klatki Miley.
Nadal nic.
- Większe naładowanie!
Pielęgniarka wykonywała zadane polecenia.
- Strzelam!
Znów to samo.
- Mamy ją!
Odetchnąłem z ulgą.
Lekarz otarł pot z czoła.
Zaczęli wszystko sprzątać a on badał Miley.
Usiadłem na krześle. Głowę trzymałem w rękach.
Łokcie oparte miałem na kolanach.
Gdyby nie pieprzony Mark. Gdyby nie pieprzony ja. Gdyby nie pieprzony strzał.
Wszystko byłoby okej.
Gdy zobaczyłem jak leżała przede mną w krwi... serce mi się krajało.
Miałem ochotę się wydrzeć, wszystkich pozabijać i jednocześnie się popłakać.
To ja miałem tam leżeć.
Nie ona.
Ona mnie uratowała. Ocaliła takiego dupka jak ja.
Nigdy sobie tego nie wybaczę.
To wszystko przeze mnie.
Czy zależy mi na niej?
Tak.
Po chwili usłyszałem ogłuszający głośny pisk dochodzący z sali Miley.
To oznaczało jedno...
Boże, proszę, nie.
Jeśli ktoś nie przeżył cierpienia, straty, miłości
nie może czuć się w pełni człowiekiem.
____________________________________________________________
911* - numer alarmowy/ratunkowy w USA.
Przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziału.
Jestem "przygnieciona" nauką xd
Gdy znajdę wolną chwilę dodam nn.
Zajrzyjcie na mój drugi blog :))
Przeczytasz? = Skomentuj!
Do następnej
xoxo
genialny rozdział... boże martwie się o Miley ;c czekam na next:))
OdpowiedzUsuńzajebisty czekam na następny!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńOMG !!! zajebisty !! Jestem bardzoo ciekawa co z Miley !! omg omg <333 czekam na nn :))
OdpowiedzUsuńJapiedole...co się stało....szybko kolejny..:D
OdpowiedzUsuńKiedy nn ? <33 <33
OdpowiedzUsuńCZekam na nn :) Przy okazji zajrzyj na mojego : http://he-is-back-in-my-heart.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzajebisty niemogę się doczekać następnego proszę cię dodaj ♥
OdpowiedzUsuńA i zapraszam na mojego bloga as-long-as-u-you-love-me-justinbieber.blogspot.com dopiero zaczynam ale się rozkręcam
Informuj @maja378
OdpowiedzUsuń