Translate

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 15

Postanowiłam coś zrobić. Coś, czego na pewno się nie spodziewali...
____________________________________________________________________

Siedziałam na łóżku z którego po chwili wstałam. Po cichu udałam się do szafy. Wyciągnęłam z niej zestaw i poszłam do łazienki. Zsunęłam z siebie piżamę i położyłam ją na szafeczce obok umywalki. Ubrałam wybrane wcześniej ciuchy i związałam włosy w kucyka. Pomalowałam rzęsy tuszem, musnęłam lekko usta błyszczykiem, zabrałam piżamę z szafki i wyszłam z łazienki. Wszystko robiłam najciszej jak potrafiłam. Wiedziałam że oni są za ścianą. Wiedziałam, że mnie pilnują żebym tylko nie wyszła. Gdyby tylko usłyszeli jakiś trzask, lub że chodzę po mieszkaniu od razu by weszli. Piżamę schowałam z powrotem do szafy. Wzięłam moją torbę i włożyłam do niej iPhona, ładowarkę, 2 bluzki i 2 pary spodni, bluzę i pieniądze. Torbę odłożyłam na bok i podeszłam do łóżka. Ściągnęłam z niego wszystkie poduszki i dołożyłam na ziemię. Odkryłam kołdrę, ułożyłam poduszki i przykryłam je kołdrą. Odsunęłam się trochę by zobaczyć jak to wygląda. Było nieźle. Gdy wejdą może się na to nabiorą i będą myśleli że śpię. Wzięłam torbę i podeszłam do okna. Otworzyłam je a teczkę położyłam na parapecie z boku. Wyszłam przez okno i stanęłam na parapecie. Spojrzałam na dół. Skrzywiłam się lekko. Może nie było jakoś strasznie wysoko no ale jednak trzeba było zeskoczyć. Wzięłam torebkę, zamknęłam okno, głęboki wdech i... zeskoczyłam z parapetu. Spadłam na trawę. Odwróciłam się i zobaczyłam duże okno. W pomieszczeniu się świeciło a wszyscy siedzieli przy dużym stole odwróceni w stronę okna. Rozmawiali. Gdyby tylko podnieśli wzrok... było by po mnie. Serce podeszło mi do gardła. Nie przyszło mi na myśl że na dole może być tak duże okno a w dodatku mogą mnie zobaczyć. Cały czas patrząc w stronę okna podniosłam się powoli. Nie chciałam robić żadnych gwałtownych ruchów. Wzięłam powoli moją torbę i przesuwałam się wolno za duży krzak który był najbliżej mnie. Gdy już się za nim znalazłam odetchnęłam z ulgą, że mnie nie zauważyli. Odwróciłam się i ruszyłam ile sił w nogach przed siebie. Byłam w lesie. Byłam cała pokaleczona od gałęzi przez które musiałam się przedostać. Byłam już bardzo zmęczona. Biegłam jakieś pół godziny szybkim tempem. W końcu zauważyłam duże drzewo. Podeszłam pod nie i osunęłam się po nim na ziemie. Odgarnęłam włosy z mojego czoła i nabrałam powietrza do płuc. Dlaczego teraz uciekłam? Nie spodziewali się tego, więc wykorzystałam okazję... przynajmniej mam nadzieję, że się tego nie spodziewali. Myśleli że nastraszyli mnie swoimi słowami i groźbami i się nigdzie nie ruszę a oni będą mieć spokój przynajmniej przez tą noc. Może teraz mi się uda uciec. Musze się gdzieś tym razem dokładnie schować. Nie tak jak ostatnio... tym razem nie pójdę do mojej rodziny. Właśnie.. moja rodzina. Ciekawe co u Harry'ego? Co u moich rodziców? Pewnie już dawno zgłosili to na policję... może mnie jeszcze szukają, może nie. Na razie nie mogę do nich wrócić. Jeszcze nie teraz. Będą mnie mogli wtedy bardzo łatwo namierzyć. Może za jakiś czas, gdy mnie nie znajdą. Zobaczymy... Jest tylko jeden, jedyny powód dla którego żałuję, że uciekłam. Tym powodem jest Justin... nie chciałam go zostawiać, ale o własne bezpieczeństwo też muszę dbać. Tak bardzo chciałabym się do niego teraz przytulić, albo chociaż go zobaczyć.. - Miley stop! Co się ze mną dzieje? Tak.. jest dla mnie ważny ale ja się chyba nie.. nie to niemożliwe. Nie zakochałam się w nim. Z pewnością nie. Przecież on jest tylko moim znajomym, przyjacielem. Lubię go, bardzo go lubię ale nie zakochałam się w nim! - skarciłam się w myśli. Zrobiło się chłodno. Wiał zimny wiatr. Sięgnęłam po torbę i wyciągnęłam z niej moją bluzę, którą tu ze sobą zabrałam. Założyłam ją na siebie i oparłam się o drzewo. Po kilku minutach niespodziewanie usnęłam...

Lucas' POV :

- Paul idź ją obudź. Ile można spać? - Powiedziałem do chłopaka.
Jest już godzina 12 a ona nadal nie wstała. Nie wzięła nawet kąpieli, a to z pewnością chłopaki by usłyszeli.
- Miley. Miley wstawaj już 12! - Krzyczał Paul pukając jednocześnie do drzwi.
Nic.
- Miley! Wstawaj!
Dalej nic. Postanowiłem wkroczyć do akcji.
- Wstawaj! Otwieraj te zasrane drzwi albo je wyważę! - Krzyczałem.
Kompletnie nic. Dziwne.
- Liczę do pięciu. 1...2...3...4...5!
Skinąłem do Paula głową i wyważyliśmy drzwi, które z wielkim hukiem wpadły do środka. Trochę się zakurzyło. Przeszedłem po drzwiach i stanąłem obok łóżka. Leżała przykryta.
- Wstawaj. - Zacząłem nią trząść. Nie reagowała. - No mówię wstawaj. - Powiedziałem i ściągnąłem z niej a raczej z poduszek kołdrę.
- Kurwa. - Zakląłem pod nosem.
- Co jest? - Spytał Paul który stał przed pokojem. Wszedł do środka.
- Dziwka uciekła. - Powiedziałem wściekły.
- Co? - Spytał.
- To co słyszysz idioto. Głuchy jesteś?! Jak mogliście na to pozwolić?! Nie słyszeliście nic?! 
- Nie naprawdę.. my..
- Skończ! Przegięliście! Zjebaliście sprawę.
Wściekły jak nigdy wyszedłem z pokoju. Pierwsza myśl? Nasz kochany Justinek. Pewnie coś o tym wie.
Wszedłem bez pukania do pokoju. Drzwi były otwarte. Może on też uciekł? - Pomyślałem z sarkazmem.
Ściągnąłem kołdrę z Justina.
- Wstawaj gnoju. - Wysyczałem.
- Co jest? - Spytał zaspany przecierając oczy.
- Gdzie Miley?! - Krzyknąłem. - Pytam gdzie Miley?!
- Przestań drzeć mordę. Skąd ja to mam wiedzieć?! Wy mieliście jej pilnować!
- Za pięć minut widzę cię na dole. - Powiedziałem i wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami.
Zszedłem na dół do salonu. Usiadłem na sofie, podparłem łokcie o kolana i schowałam twarz w dłoniach. Przetarłem oczy i wyprostowałam się.
- Wszyscy w salonie! TERAZ! - Wykrzyczałem dokładnie podkreślając słowo "teraz".
Po chwili obok mnie zjawiła się duża grupa chłopaków.
- Co jest? - Spytali.
- Miley uciekła. Trzeba ją znaleźć.
- Co? Ale jak to uciekła?! Przecież mieli ją pilnować! - Krzyczał zdenerwowany Jackson.
- Spytaj ich. - Wskazałem ręką na Paula i jego towarzysza.
- Idioci... - syknął Jackson.
Paul od razu zareagował.
- Co powiedziałeś? - Złapał go za końce koszulki.
- Że jesteś idiotą. Słyszysz?! Idiotą! - Krzyczał Jackson.
Zaczęli się bić. Wszyscy na to tylko patrzyli. Nikt nie reagował.
Nagle na dół zszedł Justin.
- Co to się dzieje? 
- Biją się. Nie widzisz? - Spytałem z sarkazmem.
- Nie, nie widzę. - Odpowiedział złośliwie.
Justin podszedł do nich. 
- Przestań Jackson! - Krzyknął. Wiedział, że to on zaczął. Zawsze on zaczyna.
- Bo co?! 
- Jajco. - Odepchnął Paula od Jacksona.
- Oo bronisz go?
- Nie. Nie chcę tylko żebyście się pobili.
- Boisz się?
Justin wybuchł śmiechem. 
- Niby czego? - Spytał.
- Mnie. - Jackson wskazał ręką na siebie. - Przyznaj. Boisz się mnie.
- Taaak... jasne. - Odpowiedział Justin.
- To mnie uderz.
- Po co? 
- Widzisz? Boisz się, że ja ci dokopię. Ciota z ciebie.
Justin natychmiast zareagował i zaczął bić Jacksona. Cały czas on górował. Siedział na nim okrakiem i uderzał go pięściami po twarzy.
Jackson był tak sprany że nie mógł się ruszyć.
- Nie nazywaj mnie ciotą jak sam nią jesteś. - Splunął na niego i poszedł na górę.
Chłopaki zaczęli gwizdać i śmiać z Jacksona który był strasznie zły. Ledwo wstał i poszedł do łazienki.
- Koniec! - Krzyknąłem. Wszyscy natychmiast ucichli. - Musimy zacząć jej szukać a jak ją znajdziemy będzie z nią źle. - Gorzko się zaśmiałem.
____________________________________________________________________

Jest i kolejny ;D
Przepraszam, że długo nie pisałam ale teraz mam tak nauki że...
Dzisiaj miałam chwilę czasu i siadłam przed komputerem i napisałam rozdział. A że mam urodziny to nie uczyłam się haha xd Przecież świętuje xD
Wiem, rozdział nudny no ale postaram się żeby wychodziły mi fajniejsze ;)
BARDZO was proszę jeśli to czytacie to komentujcie. Ja nad rozdziałem siedzę ok. 3 godziny a wy przeczytacie to w 5 min...
Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta i czy warto to pisać... ;)
Przeczytasz? - Skomentuj! :D
Do następnej
xoxo.

2 komentarze:

  1. Dajesz następny ;* ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosz To opowiadanie jest CUDOWNE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń