Translate

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 12

Justin wyciągnął rękę po czym lekko nacisnął klamkę od drzwi które się otworzyły.
_________________________________________________________________

- Ooo kogo my tu mamy. - Zaśmiał się Lucas. - Mam nadzieję że dobrze wypełniłaś swoje zadanie?
- Najlepiej jak potrafiłam. - Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. 
- A ty tutaj po co przyszedłeś? - Lucas wskazał ręką na Justina.
Już chciał coś odpowiedzieć ale ja mu przerwałam.
- Ja chciałam żeby tutaj za mną przyszedł.
- Dobrze... a więc gdzie masz towar?
Wstał z fotele, przysunął go do biurka i powolnym krokiem do mnie podszedł.
Popatrzyłam na Justina, a ten lekko się do mnie uśmiechnął dodając mi otuchy. Odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam prawą rękę w której trzymałam torbę z narkotykami w stronę Lucasa. Ten szybko mi ją odebrał i odsunął zamek patrząc co jest w środku. Wyciągnął kilka folijek w których znajdował się biały proszek. Zdziwiłam się że jest tylko tyle i ukradkiem spojrzałam doi torby. Było tam tego pełno, całą teczka była wypełniona folijkami z narkotykami po brzegi. Lucas oglądnął dookoła folie z proszkiem i uśmiechnął się zwycięsko.
- No Miley.. jak na pierwszy raz spisałaś się bardzo dobrze.
Uśmiechnęłam się lekko na pochwałę. 
- Możesz już iść, Paul potem powie ci co masz dalej robić.
Skinęłam głową i odwróciłam się na pięcie.
- Ej czekaj! - Dobiegł mnie głos Lucasa. Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco. - A pożegnanie? - Uśmiechnął się chytrze i nadstawił swój prawy policzek.
- Chciałbyś - prychnęłam. - Cześć - Warknęłam oschle i wyszłam z pokoju. Za mną wyszedł Justin i trzasnął drzwiami.
Założyłam ręce na piersi. - Debil. - Warknęłam w myśli.
- Jedziemy? - Spytał Justin.
- Tak, chodźmy.
Justin ruszył przodem i otworzył przede mną drzwi wejściowe.
Podeszliśmy do samochodu do którego po chwili wsiedliśmy. Justin odpalił silnik i szybko odjechał z posiadłości Lucasa.
Przez całą drogę rozmawialiśmy. Bardzo poprawił mi się humor po tym jak Justin zaczął opowiadać mi kawały. Brzuch mnie bolał ze śmiechu. Tak dobrze się przy nim czuje. Mogę się wyluzować i otworzyć przed nim. Mam wrażenie że mogę mu wszystko powiedzieć, że mogę się mu wygadać gdy mnie coś dręczy. Lubię z nim rozmawiać. Lubię w nim to że gdy jesteśmy w trudnej sytuacji on zawsze może z tego zażartować i rozbawić tym wszystkich. Kocham w nim jego oczy. Te piękne oczy, które wyglądają jak mała fabryka czekolady. Mogłabym się w nie wpatrywać godzinami. Ale tak jak każdy człowiek ma też i swoje wady. Czasem potrafi być naprawdę bardzo... nieprzyjemny? Tak, to chyba właściwe określenie. Nie raz popada w furię gdy coś nie pójdzie po jego myśli.
- Jesteśmy. - Moje chwilowe rozmyślania przerwał Justin. - O czym tak rozmyślałaś?
- O wszystkim. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
- O mnie też? - Spytał z śmiechem.
- Też. - Zaśmiałam się.
W bardzo dobrych humorach wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy do drzwi od naszej siedziby.
Justin tak jak zwykle przepuścił mnie w drzwiach a sam wszedł zaraz po mnie. Szliśmy długim korytarzem aż dotarliśmy pod moje drzwi.
- A gdzie jest twój pokój? - Spytałam zaciekawiona.
- Tutaj. - Odwrócił się i wskazał na drzwi naprzeciwko moich.
- Nie wiedziałam.
- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz. - Odwrócił się o mnie.
- Ale się dowiem. - Powiedziałam ze śmiechem.
- Może... - Stwierdził tajemniczo.
- Ja już idę do siebie, pa. - Powiedziałam.
- Pa. - Pocałował mnie lekko w policzek na pożegnanie.
Po chwili poczułam jak moje policzki pieką. Odwróciłam się na pięcie i otworzyłam drzwi. Weszłam do swojego pokoju i oparłam się o ścianę lekko uśmiechając. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam, że to Justin. Może zapomniał mi czegoś powiedzieć?
Otworzyłam drzwi z uśmiechem. Niestety to nie był Justin tylko Paul.
- Cześć. Lucas kazał mi żebym przekazał ci co masz dalej robić.
- Hej. Wiem, mówił mi to, wejdź. - Przepuściłam go w drzwiach. - Napijesz się czegoś? 
- Nie dzięki, zaraz i tak idę.
- Okej jak chcesz, chodź. - Zaprowadziłam do do mojego małego salonu. - Siadaj.
- Dzięki. - Usiadł.
- A więc? Co miałabym dalej robić?
- Jutro masz następny lot.
- Gdzie?
- Tym razem do Miami.
- Umm.. trochę daleko.
- No tak, ale dobra. Pojutrze nie masz żadnego wylotu, ale w czwartek już masz. <dop.aut. przypuśćmy że jest tam teraz poniedziałek> Do Houston. - Wyprzedził moje następne pytanie. - Wszystko będzie tak jak poprzednio. Dostaniesz samochód, trochę pieniędzy, bilet, miejscowość i wylatujesz. - Uśmiechnął się.
Odwzajemniłam niepewnie uśmiech.
- Dobra, pewnie jesteś już zmęczona? - Spytał. Ja tylko przytaknęłam głową. - To idź spać. Jutro o 11 bądź już przed budynkiem. - Dopowiedział i wyszedł.
Po chwili wstałam z miejsca i wyszłam z pokoju na korytarz i udałam się do kuchni. Zrobiłam tam sonie płatki z mlekiem, zjadłam posiłek i z powrotem wróciłam do swojego pokoju. Udałam się prosto do łazienki. Zabrałam po drodze swój iPhone i piżamę. Weszłam do pomieszczenia i zsunęłam z siebie brudne ubrania. Włączyłam muzykę w iPhonie i weszłam pod natrysk. Puściłam gorącą wodę i po chwili czułam jak gorące krople wody spływają po moim ciele. "All along it was a fever
A cold sweat hot-haded believer " usłyszałam pierwsze nuty piosenki. Delikatnie wtarłam w ciało żel o zapachu truskawkowym i umyłam włosy kokosowym szamponem. Chwilę jeszcze stałam pod prysznicem. Umyta i pachnąca wyszłam z pod prysznic i owinęłam ciało puszystym ręcznikiem. Nałożyłam na siebie bieliznę i piżamę. Brudne ubrania wrzuciłam do pralki, a sama położyłam się na łóżku przykrywając kołdrą.

*4 dni później*
W dwóch wylotach cały czas mi ktoś towarzyszył. Nikt mnie nie spuszczał z wzroku żebym tylko nie wywinęłam jakiegoś numeru. Strasznie mnie to irytowało.
- Wstawaj, masz wylot. - Obudziło mnie dobijanie się do drzwi.
- Już idę! - Odkrzyknęłam sennym głosem.
Wstałam z łóżka i doczłapałam się do łazienki biorąc wcześniej przygotowany zestaw. Wzięłam prysznic, ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam przed budynek. Stał tam Paul.
- Dzisiaj masz wylot sama. Tylko nic tam nie wykombinuj.
- Jasne - Lekko się uśmiechnęłam.
- Pamiętaj, że Lucas będzie o wszystkim wiedzieć co robisz.
- Okej. Gdzie jadę? 
- Toronto. - Powiedział Paul. - Masz tutaj kluczyki od samochodu i adres gdzie masz pojechać. - Mówiąc to wręczył mi kluczyki od samochodu i małą karteczkę zgięta na pół.
- Dzięki. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Cześć.
- Hej. - Odpowiedziałam.
Podeszłam do samochodu, wsiadłam do niego i po chwili poczułam warkot zapalanego silnika.
_________________________________________________________________

Wreszcie dodałam!
ZNOWU PRZEPRASZAM ŻE TAK PÓŹNO. Mam dużo nauki i się już nie wyrabiam a teraz jescze ten test szóstoklasisty ;/
Przepraszam za błędy i gdy link się nieprawidłowo wyświetli bo może się tak zdarzyć ;c
Dziękuję za te ostatnie 4 komentarze pod poprzednim rozdziałem ;)
Dziękuję też na ponad 2.100 wyświetleń :)
Nowy rozdział postaram się dodać jak najszybciej ;D
Przeczytasz? = Skomentuj :)
Do następnej
xoxo

3 komentarze:

  1. czekam na kolejny <3 czytam sobie to co na koncu napisalas i jestes w 6 klasie nie wierze zajebiscie piszesz jak na szostoklasistke :)

    OdpowiedzUsuń
  2. strasznie fajnie piszesz czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wowwwww..... w zyciu nie powiedzialabym, ze to pisze szostoklasistka.jestem pod wrazeniem pomyslu jak i stylu pisania. czekam na nn. ;)

    OdpowiedzUsuń