Weszliśmy do domu i szliśmy korytarzem aż doszliśmy do drzwi z napisem "Lucas".
_____________________________________________________________
Gdy to zobaczyłam wzdrygnęłam się. Wiedziałam że w końcu będę do niego musiała pójść, lecz nie wiedziałam że to nastąpi aż tak szybko.
Mężczyzna, który mnie tutaj przyprowadził zapukał do drzwi. Gdy usłyszeliśmy "proszę" chłopak uchylił drzwi i wszedł do środka. W pomieszczeniu dominowały kolory czerni i bieli. Najbardziej widoczne było duże, czarne biurko stojące pod oknem. W pokoju było jasno.
- O kogo my tu mamy? - Spytał mężczyzna siedzący za biurkiem. - Paul, co cię tutaj sprowadza?
Więc mężczyzna, który mnie tutaj przyprowadził ma na imię Paul? Dobrze wiedzieć.
- Przyprowadziłem dziewczynę Justina. - Powiedział po czym się zaśmiał.
- Dziewczynę Justina? Hmm.. - Lucas wstał i podszedł do mnie. Stanął na przeciwko mnie i uważnie się przyglądnął. Po chwili odwrócił się na pięcie i usiadł na skraju biurka dalej patrząc na nas z założonymi rękami. - Ładna jesteś. Zack dobrze mówił.
Prychnęłam pod nosem. Jaki znowu Zack?!
- Wiesz.. - zaczął patrząc na mnie. - Możesz się nam w sumie do czegoś przydać. Justin chyba potrzebuje pomocy. - Lucas podniósł się z biurka i podszedł do mnie. Nachylił się nade mną i szepnął - A takim towarzystwem by nie pogardził. - Po czym się odwrócił.
Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Czyli co miałabym robić? - Spytałam.
W końcu się odezwałam.
- Hmm.. wiesz czym się zajmuje Justin, prawda? - przytaknęłam głową. - Narkotyki i te sprawy.. więc pomożesz mu przy przewozie ich. Justin tez potrzebuje trochę wolnego, a teraz jest idealna okazja by go kimś chwilowo zastąpić więc czemuż bym miał nie skorzystać?
- A jeśli się nie zgodzę? - Wiem. głupie pytanie. Przecież to mafia. Co ja im mogę zrobić? Mogłam się ugryźć w język zanim cokolwiek powiedziałam.
- Ty tutaj nie masz nic do gadania skarbie. - Powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Skarbie.. kim on jest żeby tak do mnie mówić?! Ahh tak.. zapomniałam.. szefem tej całej zasranej mafii !
- Mam je przewozić? Tylko tyle czy jeszcze coś? - Spytałam.
- Hmm... na razie tylko przewożenie ich.. ale kto wie. Może jak się będziesz dobrze sprawować dostaniesz więcej roboty.
- Ile mam tutaj być?
- A jak myślisz? - Odpowiedział mi pytaniem.
- Nie wiem.. dwa tygodnie?
Nagle Lucas wpadł w niepohamowany śmiech.
- Dwa tygodnie? Chyba sobie kpisz. - Powiedział dalej się ze mnie śmiejąc. Podszedł do mnie. - Zostaniesz tu na tyle ile Justin. - Powiedział gładząc ręką mój policzek. Wolałam nie reagować. Tylko pogorszyłabym sobie sprawę. - Na zawsze. - Szepnął mi tuż nad uchem. Wzdrygnęłam się.
Mam tutaj zostać na zawsze?! Ale co z moimi rodzicami? Co z Harry'm? Co z moją rodziną? Przecież nikt mnie tutaj nie odnajdzie!
- Pierwszy przewóz będziesz miała jutro. Samolot do Chicago masz o 11. Gdy wysiądziesz na lotnisku będzie na ciebie czekać to auto. - Pokazał mi zdjęcie. - Myślę że nie będzie ci go trudno znaleźć, ma odznaczający się kolor także.. Masz tutaj kluczyki. - Mówiąc to wręczył mi kluczyki od samochodu. - Pojedziesz na tą ulicę. - Wręczył mi kawałek kartki papieru na której był napis "Hold Street" <dop. aut.: nazwa wymyślona.> - Tam będzie ktoś na ciebie czekał i przekaże ci towar. Później będziesz się mogła gdzieś zatrzymać w jakimś hotelu i się przespać. Masz uważać. Nikomu nie przekazywać torby. Najlepiej będzie jak nigdzie się nie zatrzymasz, ale jak już będziesz musiała... Myślę że to już wszystko. - Powiedział siadając za swym biurkiem. - Paul możesz odprowadzić dziewczynę.
Mężczyzna szarpnięciem za ramię wyprowadził mnie pokoju. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, którym tu przyjechaliśmy. W aucie tak jak poprzednio żadne z nas się nie odzywało. W końcu po godzinie jazdy podjechaliśmy pod drzwi budynku z którego dzisiaj rano wychodziłam. Właściwie to nie wiem czy rano czy w południe. Nawet nie wiem która była godzina, ale już zbliżał się wieczór bo na zewnątrz się ściemniało. Zaburczało mi w brzuchu. Przecież dzisiaj nic nie jadłam.
- Mógłbyś mi dać coś do jedzenia? - Spytałam Paula.
- Jasne. - Może nie był w cale taki zły? Nie wiem... STOP. Dlaczego mi się wydaję, że ktoś jest fajny tylko dlatego że da mi jedzenie? Przecież to dalej jest ten sam chłopak z mafii. Wariuję.
Paul zaprowadził mnie do jakiejś małej kuchni.
- Siadaj.
Zrobiłam to co kazał. Wyciągnął z lodówki porcję spaghetti i włożył ją do mikrofali. Gdy jedzenie już było gotowe wyciągnął je i położył przede mną. Po chwili położył też sztućce.
- Smacznego. - Powiedział i lekko się do mnie uśmiechnął. Chyba jednak nie jest taki zły za jakiego go na początku uważałam.
Zabrałam się za jedzenie. Posiłek szybko znikł z talerza. Gdy byłam już najedzona wstałam od stołu.
- Chodź idziemy. - Powiedział Paul i chwytając mnie za ramię jak to miał w swoim zwyczaju, zaprowadził mnie do pomieszczenia w którym wcześniej przebywałam. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka po czym je z powrotem zamknął.
Justin jeszcze tam był. Siedział przy stole. Miał twarz chowaną w dłoniach. Podeszłam do niego od tyłu i dotknęłam jego ramienia. Gdy Justin poczuł mój dotyk na swoim ramieniu szybko poderwał się z krzesła i mnie mocno przytulił. Byłam bardzo zdziwiona lecz odwzajemniłam uścisk. To wszystko trwało chyba 5 minut. Po długim przytuleniu Justin nagle się od mnie oderwał.
- Przepraszam.. ja po prostu.. martwiłem się o Ciebie. - Powiedział i spuścił głowę.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Naprawdę?
- Tak... wiesz.. nie wybaczył bym sobie gdyby Ci się coś stało. W końcu to moja wina że tutaj jesteś. Gdybyś mnie nie spotkała, gdybyś wtedy tam nie poszła na ten spacer teraz byłabyś normalną, szczęśliwą dziewczyną bez problemów. - Mówiąc to jego twarz przybierała coraz to bardziej smutnego wyrazu.
- To nie jest twoja wina.
- Jest. - Powiedział pewnie.
- Nie. Przecież to ja chciałam iść na ten spacer. Nikt mnie do tego nie zmuszał.
- Ale ja też nie musiałem cię poznawać bliżej. Mogłem się opanować.
- Nie zwalaj wszystkiego na siebie.
- Dobrze, zostawmy to już... Widocznie Bóg chciał żebyśmy się spotkali w takich okolicznościach. - Po raz kolejny mnie przytulił. Tym razem jednak nie tak długo.
Ktoś gwałtownie otworzył drzwi a my się od siebie szybko odsunęliśmy.
- Justin, Zack cię woła. - Powiedział jakiś mężczyzna.
- Muszę iść. - Odezwał się tym razem Justin patrząc mi w oczy.
- Rozumiem. - Szepnęłam.
Chłopak, który otworzył drzwi wszedł do środka i wyprowadził Justina.
Zamknął je za sobą.
Chciało mi się już spać. W oddali zauważyłam stary materac. Wolę spać na nim niż na podłodze. Podeszłam do wspomnianego wcześniej przedmiotu i ułożyłam się na nim. Nie było mi za wygodnie no ale cóż...
Czuję, a raczej mam pewność że jutro będzie trudny dzień...
_______________________________________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM.
Wiem, miałam dodać w sobotę lub piątek ale nie dodałam ;C Mam teraz tyle nauki że szok. Jak na razie wszystko mam nauczone już także postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej
DZIĘKUJE za ponad 1200 wyświetleń i za te 6 komentarzy pod ostatnią notką. KOCHAM WAAAS <3 :D
Prosze o komentarze co sądzicie o rozdziałach :)
Przeczytasz? = Skomentuj! :)
Do następnej
xoxo
W pewnym momencie myslalam ze ten mezczyzna... Zgwalci ja... Czekam na NN :*"
OdpowiedzUsuńHahahaha xd Nie no, na razie jeszcze nie ;D
Usuńjeszcze :)
UsuńSwietne jest! :D czekam na kolejny. <3 oby szybko :))
OdpowiedzUsuńSuper . <3
OdpowiedzUsuń