Translate

środa, 27 marca 2013

Rozdział 10

Czuję, a raczej mam pewność że jutro będzie trudny dzień...
_____________________________________________________________

- Wstawaj. - Ktoś zaczął szarpać moje ramię i mnie budzić. - Wstawaj mnie mówię. Za pięć minut masz samolot! - Krzyknął.
- Co?! - Poderwałam się szybko z łóżka. - Jak za pięć minut?!
- Wreszcie wstałaś. - Zaśmiał się jak się okazało Paul. - Jest już 8:30 będziemy się musieli niedługo zbierać. Chodź idziemy. 
Leniwie wstałam z starego materaca i się wyprostowałam. Wszystko mnie bolało, ale musiałam jechać.. jeśli chciałam być przynajmniej do jutra w jednym kawałku.
Weszliśmy do jakiejś sypialni.
- Od teraz to będzie twój pokój. Przebierz się w coś. Czekam pod drzwiami.
Skinęłam tylko głową. Podeszłam do wielkiej szafy i zaczęłam szukać jakichś ubrań. Musiałam wybrać coś żeby za bardzo się nie rzucało w oczy. Nikt nie może na mnie zwracać większej uwagi. W końcu wybrałam zestaw. Na drugim końcu pokoju zobaczyłam drzwi. Podeszłam i je otworzyłam aby sprawdzić co jest w środku. Tak jak myślałam - łazienka. Weszłam do niej i ściągnęłam ubrania. Gdy to już zrobiłam weszłam pod prysznic. Dokładnie umyłam swoje ciało żelem stojącym na półce obok kabiny. W pomieszczeniu pachniało cytrusem. Gdy umyłam już włosy i ciało owinęłam się puszystym  ręcznikiem i ubrałam wybrany wcześniej strój. Zauważyłam suszarkę więc czym prędzej podeszłam do niej i ją włączyłam. Gdy wysuszyłam włosy odłożyłam suszarkę na swoje miejsce i wyszłam z łazienki. Wyszłam z pokoju i zauważyłam Paula opierającego się o ścianę naprzeciw mojego pokoju. Podeszłam do niego.
- Już. - Wymusiłam blady uśmiech. Wolałam być dla niego miła, w końcu kiedyś może mi to się przydać... nigdy nic nie wiadomo.
- Okej. Masz. - Dał mi IPhona. - Tamtego Zack ci zabrał więc masz tego. Gdyby coś się działo to dzwoń na pierwszy numer, który masz zapisany w kontaktach.
- Dzięki.
- Chodź, idziemy. Musisz coś zjeść.
- Okej.
Poszliśmy korytarzem prosto. Doszliśmy do tej kuchni w której byłam ostatnio.
- Siadaj. - Powiedział wskazując jedno z krzeseł, które były ustawione przy stole.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Usiadłam na krześle i czekałam na jedzenie. Tak jak poprzednio otworzył lodówkę. Wyciągnął z niej duże, białe opakowanie na którym było napisane czerwonymi literami "Pizza". Paul wyciągnął talerz na który nałożył dwa kawałki pizzy i włożył je do mikrofalówki. Gdy jedzenie było już gotowe wyciągnął je i postawił przede mną.
- Smacznego. - Powiedział.
- Dzięki.
Wzięłam do ręki ciepły kawałek pizzy i zaczęłam go konsumować. Po 10 minutach jedzenie znikło z talerza.
Odsunęłam krzesło i wstałam. 
- Możemy iść? - Spytał.
-  Tak.
Strasznie się bałam. Przecież nigdy czegoś takiego nie robiłam, nawet bym nie miała odwagi a teraz? Muszę bo inaczej mogę nie dożyć jutra. Byłam cała zestresowana. Nogi miałam jak z waty. Wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do samochodu. Mają kasy jak lodu... przecież wczoraj był całkowicie inny samochód... Oparłam się wygodnie o fotel i wzięłam głęboki wdech. Niech to się skończy jak najszybciej.

Gdy dojechaliśmy na lotnisko była godzina 10:25. Zdążyliśmy. Wyszliśmy z samochodu i weszliśmy na lotnisko. Z torby wyciągnęłam bilet który cały czas trzymałam w ręce. Doszliśmy do odprawy. Paul stał niedaleko mnie. Bardzo się bałam. Szybko przeszłam przez odprawę, odebrałam swój bagaż i wsiadłam do samolotu.
Lot mi się strasznie dłużył. Pewnie dlatego że cały czas byłam bardzo zestresowana. Co by było gdyby coś jednak poszło nie tak? Wolę lepiej o tym nie myśleć... miejmy nadzieję że wszystko pójdzie zgodnie planem.

Wreszcie poczułam jak samolot ląduje. Wyciągnęłam słuchawki od iPhona z uszu  włożyłam do torby. Gdy wylądowaliśmy wyszłam z samolotu i po załatwieniu wszystkich zbędnych rzeczy na lotnisku wyszłam przed budynek. Wyciągnęłam zdjęcie, które dał mi Lucas na którym znajdowało się auto. Zaczęłam go szukać. To nie.. to też nie.. tam jest jakieś żółte! To też nie to... ten parking jest tak duży że chyba go w życiu nie znajdę! Wreszcie w oddali zauważyłam żółte ferrari. Tak to ten samochód. Zadowolona podeszłam do auta po czym wyciągając kluczyki z kieszonki otworzyłam samochód. Wrzuciłam torbę na miejsce pasażer a sama zasiadłam w miejscu kierowcy. Włączyłam radio. Wyciągnęłam z kieszonki od spodni małą, zgiętą na pół karteczkę na której był napis "Hold Street". Paul mi powiedział że w nawigacji w samochodzie jest zaznaczona ta ulica. Wystarczy tylko pokierować się urządzeniem, nie powinno być problemów. Odpaliłam auto i ruszyłam. Lubię szybką jazdę, pewnie nie wspominałam ale mam swoje prawo jazdy. Szybko przemierzałam kolejne ulice Chicago. W samochodzie rozległ się głos "Skręć w prawo." Skręciłam. To było tu. Była godzina 19. <dop.aut. nie wiem ile naprawdę leci się z Kanady do Chicago, ale przypuśćmy że jest tam teraz 19>. Zaparkowałam. Znajdowałam się w jakiejś starej, opustoszałej kamienicy. Nie chciałam wysiadać. Wiedziałam, że to miejsce nie jest dla kogoś takiego jak ja. W końcu wezbrałam w sobie odwagę i powoli otworzyłam drzwi, wysiadając z samochodu. Nikogo tutaj oprócz mnie nie było. Przynajmniej ja tak sądziłam. Rozglądnęłam się dookoła. Wszędzie było ciemno. Mijały minuty. Oparłam się o maskę żółtego ferrari i czekałam na rozwój wydarzeń. Nagle w uliczkę z piskiem wjechał czarny range rover. Wystraszyłam się. Z auta wysiadł mężczyzna, który był ubrany na czarno. Podszedł do mnie trzymając w rękach jakąś czarną torbę.
- Ty ty jesteś Miley? - Zapytał ochrypłym głosem. 
- Tak.
- Daj to Lucasowi. - Wręczył mi torbę. - Masz tego nikomu nie pokazywać. - Syknął. - Inaczej będzie z tobą źle. - Wyszeptał mi prosto w twarz po czym odwrócił się na pięcie, wsiadł do swojego samochodu i wyjechał z piskiem opon.
Stałam tak w szoku.
Po chwili uporządkowałam swoje myśli i wsiadłam do auta wsadzając poprzednio do samochodu czeną torbę na tylne siedzenia i przykryłam ją kocem i poduszkami.
Teraz wystarczy je tylko zawieść do Lucasa.
Jechałam już godzinę. Strasznie chciało mi się spać. "Później będziesz się mogła gdzieś zatrzymać w jakimś hotelu i się przespać. Masz uważać. Nikomu nie przekazywać torby. Najlepiej będzie jak nigdzie się nie zatrzymasz, ale jak już będziesz musiała..." - przypomniały mi się słowa Lucasa. Mogę się gdzieś zatrzymać, ale wtedy przecież ktoś może coś zauważyć.
Po chwili namysłu postanowiłam zjechać na pobocze i tam przespać się w aucie.
Tak też zrobiłam. Gdy zauważyłam pobocze, zjechałam na nie i zgasiłam silnik. Zamknęłam auto od środka i wyciągnęłam kluczyki ze stacyjki wkładając je do mojej torby. Odwróciłam się i przeszłam na tyły samochodu. Torbę, którą przewoziłam położyłam pod siedzeniami a sama wygodnie ułożyłam się na siedzeniach przykrywając kocem. Nie musiałam długo czekać na sen...

Obudziło mnie walenie w szybę od okna. Przestraszona obudziłam się szybko i usiadłam na miejscu wyprostowana jak struna...
___________________________________________________________

Hej ;D 
PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM że tak długo nie dodwałam nowej notki.
Teraz miałam masakrycznie dużo nauki ;C
Myślę że mi wybaczycie... 
Nową notkę postaram się dodać jak najszybciej.
Przepraszam za błędy, bo nie sprawdzałam co napisałam ponieważ chciałam wam szybko dodać bo zganiaja mnie z komputera xD
Dziękuję za poprzednie komentarze :) I proszę o następne ;D
Przeczytasz? = skomentuj.
Do następnej.
xoxo.

3 komentarze: