Translate

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 8.

 Justin przytaknął tylko głową. W sumie to nawet nie miałabym komu powiedzieć - No właśnie. Więc?
__________________________________________________________________

- Wiem, że to co teraz usłyszysz nie można nazwać pracą, tak jak ja to zrobiłem. Ale ja już się do tego przyzwyczaiłem. Codziennie tu przychodzę. Nie z własnej woli. Gdybym tylko miał wybór... nigdy więcej bym tu nie przyszedł. Gdybym tylko mógł...
- Justin... ale kto ci każe tutaj przychodzić? Zrobiłeś coś? - Spytałam
- Zack. Zack każe mi tutaj przychodzić. Nienawidzę tego idioty. Każe mi sprzedawać narkotyki. Tyle razy się naraziłem.. tyle razy już miałem iść do więzienia ale nie poszedłem.
- Dlaczego? - Przerwałam mu.
- Nawet nie wiesz jakie Zack ma znajomości. Nawet policja sama nie jest w stanie nic zdziałać. Po prostu się go boją. Kiedyś nawet mieliśmy u nas jednego z policji, ale on nie jest taki głupi... zwęszył że coś jest nie tak i...
- I ?
- I zabił go. Jestem w mafii. To wszystko jest jakieś chore. Zabijają ludzi, sprzedają narkotyki, mają znajomości ze wszystkimi innymi mafiami ale nasza jest najpotężniejsza...
- Ale dlaczego właśnie tobie każe tutaj przychodzić?
- Kiedyś... kiedyś zrobiłem coś bardzo złego.
Nie chciał dalej kontynuować.
- Jak bardzo?
- Tak, że teraz się tego wstydzę. Brzydzę się tym, że to kiedykolwiek zrobiłem. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... - Ostatnie słowa wypowiedział prawie szeptem.
- Justin.... czy ty... czy ty zgwałciłeś kogoś?
Nie wiem dlaczego o to spytałam. To było pierwsze co mi przyszło na myśl.
- Nie.. to nie to.
Zaczęłam intensywnie myśleć. Sam mi tego na pewno nie powie. Muszę to od niego wyciągnąć. Co to może być? Brzydzi się tego, wstydzi, nie zrobiłby tego gdyby mógł cofnąć czas... Do głowy przyszła mi jedna myśl. Chciałam ją natychmiast odgnić.. ale ona wciąż powracała. W końcu odważyłam się zapytać.
- Czy ty.. zabiłeś kogoś?
Justin milczał. Wydawał się teraz bardziej zdenerwowany. Zamarłam. Tego się po nim nie spodziewałam. Nie sądziłam, że mógłby zabić człowieka. Nie on.
Pokręciłam przecząco głową, nie chcąc w to dalej uwierzyć.
- Miley.. ty tego nie rozumiesz.
- To mi wytłumacz.
Westchnął.
- Rok temu miałem pewną przyjaciółkę. - Zaczął. - Miałem z nią bardzo dobry kontakt. Nikt mnie tak dobrze nie znał jak ona. Miała na imię Vanessa. Pewnego wieczoru, gdy siedziałem w domu nagle ktoś zaczął walić do drzwi. Poszedłem otworzyć i do środka wpadła Vanessa. Była cała spłakana. Jej ubrania były rozszarpane i brudne. Wyglądała koszmarnie. Rzuciła mi się w ramiona i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Pytałem jej co się stało, ale ona mi nie chciała nic powiedzieć. Następnego dnia dopiero dowiedziałem się co się stało.... zgwałcili ją. Zgwałcił ją brat Zacka - Oscar. Od razu go chciałem dorwać, ale Vanessa prosiła abym tego nie robił. Zrobiłem to tylko i wyłącznie dla niej. Bardzo cierpiała. Nie mogła spać, jeść. Bała się do kogokolwiek zbliżyć. Dużo bólu sprawiła jej całe to zajście. Dwa tygodnie później mieliśmy się spotkać u niej w domu. Przyszedłem, ale nikogo nie było. Czekałem u niej w domu. Zawsze tak robiliśmy gdy któregoś z nas akurat w domu nie było. Ufaliśmy sobie. Musiałem skorzystać z toalety. Poszedłem i... - wziął głęboki wdech. - zobaczyłem ją... leżała na podłodze w kałuży krwi. Była cała pocięta. Obok niej leżała butelka po wódce, zakrwawiony nóż i narkotyki. Chciałem ją jeszcze uratować.. ale się już nie dało.. umarła. Obok niej był list. Ten list był do mnie. Napisała mi że przeprasza i musiała tak zrobić ponieważ za bardzo cierpiała. - W tym momencie po policzku spłynęła mu łza. - Gdy przeczytałem list od razu wybiegłam z domu i poszedłem do Oscara. Chciałem się zemścić. Chciałem żeby czuł taki sam ból, a może i gorszy jak ja czułem wtedy. Gdy mi odebrano bardzo ważną osobę. Już nie mogłem z nią więcej porozmawiać, nie miał mnie kto pocieszyć. Tylko ona wiedziała jak poprawić mi humor. (dop. aut. nie nie chodzi mi o ten tego haha xd). Wtedy nie myślałem racjonalnie. Po prostu, wyciągnąłem pistolet i go zastrzeliłem. Gdy Zack się o tymdowiedział, że to ja zrobiłem wciągnął mnie do tej mafii. Teraz przychodzę tu codziennie. Sprzedaję narkotyki. Inni robią gorsze rzeczy.
- Jakie? - Spytałam przerażona.
- Zabijają ludzi i... gwałcą dziewczyny.
Przeraziłam się. A gdy mi zrobią to samo? Gdy mnie zgwałcą? Postanowiłam o tym nie myśleć. Nie teraz. Wiem, że Justinowi jest teraz ciężko.
- Przykro mi z powodu Vanessy. Przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie masz za co przepraszać. Też bym tak zareagował gdybym coś takiego usłyszał.
Siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy.
- Justin.. - zaczęłam.
- Tak? - Spytał.
- Co.. co oni teraz ze mną zrobią?
- Słyszałem że mają cię zawieść do Lucas'a. 
- To wiem. Ale kto to jest?
- Lucas? Lucas jest naszym "przywódcą". On decyduje kto co ma robić.
- Boję się.
- Nie martw się.. spróbuje cię z tego wyciągnąć.
- Dobrze.
Justin mnie przytulił. Trwaliśmy tak długo w tej pozie aż w końcu usnęłam na jego ramieniu.
Obudziło mnie szarpnięcie za ramię.
- Ej lalunia! Wstawaj.
Otworzyłam oczy. Nadal opierałam się o ramię Justina. Zobaczyłam dość przystojnego mężczyznę.
- Co? - Warknęłam.
- Wstawaj. Jedziemy. 
- Gdzie?
- Zobaczysz.
Szarpnięciem za ramię podniósł mnie z podłogi powodując przy tym huk. Justin się rozbudził.
- Gdzie ją zabieracie? - Spytał z przerażeniem.
- Nie powinno cię to obchodzić - prychnął.
Mężczyzna trzymając mnie w żelaznym uścisku wyszedł na korytarz. Nie mogłam się ruszyć, a co dopiero myśleć o ucieczce.
Szliśmy jakimś korytarzem. Po lewej i prawej stronie był rząd czarnych drzwi. Ściany były koloru szarego, a gdzieniegdzie czarnego. W końcu weszliśmy do jakiegoś pokoju. Ściany były w nim czerwone. Na środku stało duże łóżko, a po jego prawej stronie znajdowała się ogromna szafa.
- Przebież się w coś. - Powiedział puszczając mnie. Nadal nie wychodził z pokoju.
- Mogę sama? - Warknęłam.
- Nie. Mówię przebieraj się. Nie chce mieć kłopotów gdyby ci nagle na myśl przyszło zrobić coś głupiego.
Odwróciłam się i otworzyłam szafę. Były w niej nawet fajne ubrania. W końcu znalazłam coś dla siebie. Szybko ubrałam wybrany zestaw i podeszłam do chłopaka.
- Gotowa? - Kiwnęłam głową. - No to idziemy.
Wyprowadził mnie przed budynek. Stało tam czarne auto. Podeszliśmy do niego. Usiadłam na miejscu pasażera i przypięłam się pasami. Jechaliśmy jakąś godzinę. Droga mi się strasznie dłużyła. W końcu dojechaliśmy pod jakąś        willę. Ktoś musi mieć kasy jak lodu.
Przy drzwiach stało 4 ochroniarzy. Podeszliśmy pod nie a mężczyzna, który mnie tu przywiózł pokazał jakieś odznaczenie czy legitymację i mogliśmy spokojnie wejść do środka. Nie wiedziałam po co tu przyjechaliśmy. Weszliśmy do domu i szliśmy korytarzem aż doszliśmy do drzwi z napisem "Lucas".
___________________________________________________________________

Czeeeść :) Dodałam wreszcie :) Wiem, głupi. Nie wyszedł mi fajny bo pisałam na szybko. Chciałam wam jeszcze dzisiaj dodać tak jak obiecałam a musze się jeszcze na historię uczyć bo jutro mam mieć kartkówkę ;C Trzymajcie kciuki :D
Bardzo wam dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem i za ponad 800 wyświetleń!! Jestem MEEEGA szczęśliwa  a to wszystko dzięki wam. Dziękuję każdemu z osobna :)
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych notkach niech zobaczy poprzedni post "Informacja" tam wszystko napisałam :) 
Jeśli przeczytacie to bardzo was proszę - skomentujcie :)
Chciałabym wiedzieć ile osób czyta tego bloga ;)
Przepraszam za błędy.
Nowy rozdział postaram się dodać jak najszybciej. Jak będą komentarze to się postaram i napisze jutro :D Jak nie będzie jutro, to prawdopodobnie pojutrze ;)
Komentujciee :D
Do następnej
xoxo

7 komentarzy: