Translate

czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 1


Miley's POV :


I wanna sing, I wanna shout
I wanna scream till the words dry out - słowa piosenki Emeli Sande rozbrzmiewały w moich słuchawkach.
Dokładnie wsłuchiwałam się w słowa piosenki. Była dla mnie naprawdę bardzo ważna. Teraz pewnie wszystko się zmieni. Nowi przyjaciele, nowa szkoła, nowy dom. Szczerze to nie chciałam się przeprowadzać. W Los Angeles miałam wielu przyjaciół, znajomych, rodzinę i moją najukochańszą Sharpay. Są też plusy przeprowadzki. Poznam nowych ludzi, zmienię otoczenie.. może nie będzie aż tak źle.
Chłopak?
Nie, nie miałam chłopaka i nigdy tak na poważnie nie myślałam nad tym żeby go mieć. Myślę, że miłość przyjdzie sama. Prędzej czy później.
Miałam dosyć duże powodzenie u chłopców z szkoły ale wszystkich olewałam. Uwierz, ty też nie chciałabyś mieć chłopaka, który w 85% swoją uwagę zwraca na twoje cycki lub tyłek. Żałosne.

- Prosimy zapiąć pasy. Za chwilę lądujemy - z zamyśleń wyrwał mnie głos stewardessy.
Wyciągnęłam słuchawki z uszu, zapięłam pasy i czekałam aż samolot wyląduje.

*

Gdy jechaliśmy taksówką do naszego nowego domu oglądałam krajobrazy za szybą. Kanada jest naprawdę piękna. W pewnym sensie będzie to następny "etap" a moim życiu.. nie mogę się doczekać.

W końcu podjechaliśmy pod duży, biały dom.
- I jak? Podoba się? - radośnie zawołał tata.
- Tak jest piękny - zaśmiałam się.
Harry pokiwał głową potwierdzając moje słowa.

Kim jest Harry?
Harry to mój starszy brat. Ma 18 lat i jest naprawdę inteligentny. Mam z nim bardzo dobry kontakt, świetnie się rozumiemy. Zawsze wspiera mnie w trudnych chwilach i ja odwdzięczam mu się tym samym. Bardzo go kocham.

- Cieszę się, że się wam podoba - oznajmił tata.

Podeszliśmy pod drzwi, gdy nagle ojciec odłożył bagaże, otworzył drzwi, wziął mamę na ręce i przeniósł ją przez próg domu jak pannę młodą. Mama zaczęła się śmiać, a tata postawił ją z powrotem na ziemi i pocałował w usta.
Moi rodzice nie wstydzili okazywać sobie uczuć przy mnie i przy Harrym, co mnie cieszyło. Widać, że naprawdę bardzo się kochają.
Zaśmialiśmy się z Harrym z tego widoku i również weszliśmy do domu.
Wzięłam swoje walizki i poszłam na górę, aby się rozpakować. Weszłam do pokoju. Był naprawdę okej. Wpadało do niego dużo światła poprzez wielkie okna na białych ścianach. Było duże łóżko, niewielka półka na książki, biurko i ogromna garderoba. Uśmiechnęłam się na jej widok. Tak, zdecydowanie kochałam ubrania i wszystko co z nimi związane. Pociągnęłam moje walizki do garderoby i zaczęłam rozpakowywanie. 

*

Po 1,5 h skończyłam rozpakowywanie rzeczy. Nie brałam wszystkiego, wzięłam tylko to, co mi się podobało i uważałam, że mi się jeszcze przyda, a resztę oddałam do domu pomocy społecznej i domu dziecka. Skoro mi się to nie przyda a jest jeszcze w stanie użytku mogę im to podarować.
Zeszłam na dół do salonu. Było w nim dużo miejsca. Na dole nikogo nie było, pewnie wszyscy się jeszcze rozpakowywali.
Wzięłam do ręki jabłko i usiadłam na kanapie, włączając MTV i rozmyślając, co bym teraz mogła robić. Wpadłam na pomysł, aby pójść na spacer. Poszłam na piętro, do pokoju rodziców.
- Mamo, tato ja wychodzę przejść się trochę po okolicy – powiedziałam do rodziców.
- Okej tylko włącz telefon – powiedziała mama.
- Jasne.
Wyszłam z pokoju rodziców i zeszłam na dół. Ubrałam buty i wyszłam z domu.
Postanowiłam pójść przed siebie. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam, która godzina. Była 18.26, a na dworze już się ściemniało. Robiło się coraz chłodniej.
Urządzenie włożyłam z powrotem do kieszeni spodni i podniosłam wzrok.
Szłam tak rozmyślając nad moim życiem. Wszystko jest takie poukładane, perfekcyjne, aż za bardzo. To już jest nudne. Nic się nie dzieje. Każdy człowiek doświadcza jakichś porażek w życiu, ale nie ja. Zawsze dobrze się uczyłam, miałam dobre oceny, świadectwo z paskiem, byłam grzeczną córeczką. Już mam tego powoli dość...
Byłam w jakiejś starej kamienicy. Nawet nie wiem jak się tam dostałam. Było tam ciemno, a jedynym źródłem światła była latarnia stojąca niedaleko drogi, na której nie przejeżdżały żadne samochody.
Nadciągnęłam rękawy na ręce, ponieważ powiał zimny wiatr. Już chciałam wracać do domu, gdy coś przykuło moją uwagę. Nie coś, lecz ktoś. Był to chłopak. Wyglądał na 17-18 lat. Był ubrany w czarne, luźne spodnie, buty za kostkę i luźną bluzę z kapturem, który miał założony na głowie. Chłopak mnie nie widział, ewidentnie na kogoś czekał. Postanowiłam schować się za rogiem, ale tak żebym mogła wszystko doskonale widzieć. Nie wiem, co mnie do jasnej cholery podkusiło żeby to robić. Miałam przeczucie, że może stać się zaraz coś złego, lecz stamtąd nie uciekłam. Coś mnie do niego ciągnęło, aby sprawdzić kim jest, jak się nazywa, tylko nie wiem co. Po chwili z uliczki naprzeciw obserwowanego przeze mnie chłopaka wyszedł drugi. Wyglądał podejrzanie. Podszedł do tego pierwszego i coś mu wręczył. Wytężyłam wzrok i zobaczyłam przezroczysty woreczek a w nim biały proszek. Narkotyki. Chłopcy wymienili ze sobą jeszcze parę słów i rozeszli się, każdy w swoją stronę. Gdy ich już nie widziałam wyszłam z ukrycia. Stałam jak sparaliżowana. Odtwarzałam sobie w głowie jeszcze raz to, co zobaczyłam. Mówić o tym komuś, czy może nie? Nagle od tyłu ktoś mnie objął.
- Myślisz, że cię słonko nie zauważyłem zza tej ściany? – spytał oschłym tonem i się zaśmiał.
Wystraszyłam się nie na żarty. Serce podeszło mi do gardła. Rozpoznałam, że był to chłopak, który wręczał narkotyki. Prawdopodobnie diler.
- Nic nie widziałaś, rozumiesz? – warknął i przyłożył mi nóż do gardła. Wystraszona pokiwałam tylko głową na tak.
- Grzeczna dziewczynka – powiedział.
Nagle poczułam jak ktoś odtrąca ode mnie dilera.
Chłopak, który mnie uratował to ten sam chłopak, który dostał narkotyki, którego zaczęłam obserwować. Ja dalej stałam w miejscu i nie mogłam się ruszyć. Wiem, powinnam uciekać, ale nogi miałam jak z waty. Wpatrywałam się w ziemię, analizowałam w głowie wszystko to, co przed chwilą zaszło i dziękowałam Bogu, że ów nieznajomy mnie uratował.
Nagle ktoś przycisnął mnie do ściany. Tym razem jednak to nie był wcześniejszy napastnik, tylko chłopak, który mnie uratował.
- Dobrze ci radzę, uciekaj stąd i nigdy tutaj nie wracaj, bo inaczej wplączesz się w tą chorą grę, a uwierz mi, nie chciałabyś tego – powiedział i zniknął mi z oczu.


*
Jeśli to ktoś czyta to bardzo was proszę, skomentujcie :)

6 komentarzy:

  1. Superrrr <3 <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana świetnie :D Życzę powodzenia w pisaniu bo naprawdę jesteś świetna <3

    OdpowiedzUsuń
  3. extra *o*
    Zapraszam do mnie http://blieveinourlove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. ZACZYNA SIĘ FAJNIE <3

    OdpowiedzUsuń